Przez wzgląd na osobę, dla której kartka była przeznaczona, musiało się na niej znaleźć coś fioletowego. Skończyło się tym, że kiedy muffiny dopiekały się w piekarniku, złapałam za gotową kartkę i odrywałam od niej (!) zielone filcowe kwiaty, żeby przykleić fioletowe. Kilka innych przeróbek i kartelucha dostała nowe życie. I podobała się bardzo. (Widzę coś fioletowego, to jest dobrze!). Zajęła zaszczytne miejsce na półce i robi mi reklamę.
A ja się wreszcie powinnam zabrać za kartkowanie, zanim na dobre zniknę w kuchni...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde dobre słowo wnosi radość w to, co robię.
Dziękuję.