Nie mam na nic czasu. Gonią mnie terminy, w międzyczasie robię zamówione kartki i przygotowuje paczuszkę na różaną wymiankę u Moteczka. A tydzień temu stałam kilka godzin w pełnym słońcu na kiermaszu rękodzieła z okazji dni Koszalina. Pierwszy raz wystawiałam gdzieś moje prace, towaru miałam mało z racji deficytu czasu, więc wpadłam w mała panikę tuż przed, ale dałam radę. Nie zarobiłam kokosów, ale jak na pierwszy raz zawsze coś. Poza tym mogłam poznać kilka przesympatycznych osób, no i pierwsze koty za płoty.
Od Ani Jury dostałam zamówione kolczyki-maki i szydełkową broszkę - jestem jej dłużniczką, od Ani Koniecznej wydębiłam kolczyki z Małą Mi, w zamian za moje kolczyki modelinowe i krzywulcowe serduszko (które nie wiem czemu jej się podobalo, skoro sama szyje takie cudne rzeczy). Zakupiłam też sobie Muminki i z tymi skarbami wracałam wykończona do domu. Było warto.
A z innej beczki - moje pierwsze magnesy i druga seria krzywulcowych serduszek-zawieszek.
Tymczasem idę walczyć ze ślubnymi kartkami.
Miłej niedzieli ewentualnym zaglądacz(k)om.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Każde dobre słowo wnosi radość w to, co robię.
Dziękuję.